wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział drugi

"Przepraszam, że Cię tak potraktowałem, ma chérie, myślałem, że wilkołaki są nieco silniejsze"

Maggie

        Nigdy nie sądziłam, że będę czuła do siebie wstręt. Że będę chciała się zabić. Po tamtej nocy cholernie tego zapragnęłam. Czułam jak moje ciało wariuje, jak krew, która płynie w moich przodkach od pokoleń - miesza się z inną. Biegłam przez las próbując wyzbyć się adrenaliny, która zbierała się z moich żyłach. Co chwila o coś uderzałam. To nawet dobrze. Było to lepsze, niż ból urywanych ścięgien. Moje ciało, powoli jakby się rozpadało. Chciałam umrzeć, bo wiedziałam co nastąpi. Nie mogłam. Uciekałam z miejsca moich tortur jak najszybciej na światło dzienne, z lasu Św.Patryka, w którym zawsze panował mrok.  Biegnąc, nagle złapał mnie skurcz, w każdym zakątku mojego ciała. Upadłam na trawę pokrytą mokrym płaszczykiem z bólem w klatce piersiowej. Odruchowo złapałam się za nią. Padło na mnie światło księżyca, który zaczął sprawiać, że mięśnie się powiększały, kości łamały... ale to ustawało. To wszystko się zakańczało, bo zmieniłam się w inny sposób. Miałam ochotę krzyczeć do nieba, czemu Bóg mnie karze. Przecież nie grzeszę... a mimo to, boli bardziej. Leżałam na trawie, mając dość świata. Wszystko wokół mnie wirowało, czułam się jakby moja dusza i ciało chciały się od siebie odłączyć, rozrywając przy tym moją każdą cząsteczkę. Kolory się pomieszały, a ja zobaczyłam mężczyznę o ciemnych, nieco kręconych włosach, czarnych oczach, które pochłaniały mnie. Uśmiechał się do mnie szyderczo podchodząc bliżej, przybliżył swoją twarz do mojej.  Zastygłam w bezruchu obserwując go. Wyprostował się i z całej siły kopnął mnie w żebra. Dziękuję, pomyślałam. Tego było mi trzeba. Nie mogłam złapać oddechu, skuliłam się czując ogromny ból, jaki mi zadał. Zacisnęłam powieki uśmiechając się. Niech to się już skończy. Proszę.

***

        Każda cząsteczka mojego ciała lodowaciała i nabierała ciepła na zmianę. Czułam jakbym rozrywała się na strzępy, będąc w jednym kawałku. Leżąc na twardej podłodze wyobrażałam sobie jak spadam w piękną, czarną otchłań, która jest metą mojego życia. Kąciki moich ust wędrowały ku górze na samą myśl o tym. To wszystko było niewyobrażalnie dziwne, nie rozumiałam nic. Uniosłam powieki ku górze, znajdowałam się w jasnym pomieszczeniu. Białe marmurowe ściany z dużymi drewnianymi oknami, przez które wpadało światło księżyca. Pomiędzy nimi ogromny obraz w złotej ramie, z wizerunkiem rewolucji francuskiej. Na środku pomieszczenia stała duża, gustowna kanapa obłożona wzorzastą tkaniną. Wszystko takie piękne, eleganckie.
        I ja, leżąca pod jedną ze ścian, oddychająca ciężko. Czułam się jakbym była w jakieś średniowiecznej komnacie. Próbowałam wstać, ale byłam po prostu zbyt słaba. Nawet zwykły oddech stał się rzeczą tak trudną, że każda próba kończyła się strużką słonych łez.
        I cisza. Przerywana moimi stęknięciami, była największą karą spośród wszystkiego. Niech to się zakończy, proszę!
        Skrzypnięcie klamki.
        Dźwięk otwierających się drzwi.
        Odwróciłam głowę w tę stronę i ujrzałam tamtego mężczyznę. Nie, to nie był mężczyzna. To był młodzieniec, piękny, o idealnych rysach. Kręcone, ciemne włosy opadały mu niewinnie na czoło i przysłaniały nieco brwi. Gęsty wachlarz pięknie podkręconych rzęs zdobił jego czarne jak węgiel oczy, a piegi na policzkach i drobnym, nieco zadartym nosku dopełniały całości. Ubrany w ciemny garnitur zmierzał w moją stronę i uśmiechał się, przez co robiły mu się kurze łapki po bokach oczu.
    - Witam kruszynko - jego spokojny i delikatny ton głosu zaczął obijać się w moich uszach niczym echo.
        Momentalnie moje serce zaczęło odbijać się o ścianki w taki sam sposób jak jego głos. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Zabije mnie? Kto to? Zrób to teraz, proszę. Boli.
        Ale on zatrzymał się klęcząc nade mną i zaczął wpatrywać w moją twarz, jakby studiował jej każdy milimetr. Ból, który przeszywał moje ciało kompletnie ustał, aż miałam wrażenie, że spojrzenie bruneta pozbawiło mnie go. Poczułam ulgę, chociaż na chwilę.
    - Przepraszam, że Cię tak potraktowałem, ma chérie, myślałem, że wilkołaki są nieco silniejsze - zaśmiał się. Zażartował z mojej rasy - Wiesz, zawsze lubiłem psy, takie waleczne i wierne, prawda? - spytał, chociaż wcale nie prosił o odpowiedź. Nie wiem co chciał - ma chérie, proszę się rozluźnić - po tych słowach odgarnął mokre kosmyki włosów z mojej rozgrzanej twarzy i jeszcze raz na mnie spojrzał.
       Jego oczy były teraz całkowicie srebrne, błyszczały tak jasno, że nie sposób było dłużej na nie patrzeć, gdyż widok po prostu parzył moje spojówki. Zdecydowanym ruchem nagryzł swój własny nadgarstek i przytknął mi go do ust. Rdzawo-czerwona ciesz spływała do mojego gardła, a ja musiałam ją połykać by się nie udusić. To było straszne. Upokarzające. Pić krew, czuć jej smak. Łzy spływały po moich bladych policzkach i mieszały się z czerwonym sokiem, jaki dano było mi spożywać. Chciałam to zakończyć, ale cząsteczki mojego ciała zastygły w niewyobrażalnie bolesny sposób. Jakby moje ciało pokrył lód, gorący, parzący lód. Czy lód w ogóle może parzyć? Czemu właśnie tak się czuję? Znowu mogłam złapać oddech, ta okropna czynność jaką było picie ohydnej krwi zakończyła się. Ale ból i poczucie wstydu nadal trzymało się mnie. Ja nie chcę tego. Proszę. Czemu?
    - Przepraszam, ma chérie, że tak mało, ale nie mamy dużo czasu. Pełnia nadal trwa, a ja nie mogę dłużej powstrzymywać twojej wilkołaczej natury, ma chérie.
       Uśmiech.
       Jego dotyk.
       Mój krzyk.
       Ból ustąpił.
       Wszystko ustąpiło.
       Życie też.
       
***

       Obudziło mnie światło poranka. Ból ustał, żyły już nie piekły. Spróbowałam wstać, co udało się, mimo mojej niezdarności. Wciągnęłam powietrze nosem. Leżałam na mokrej ściółce próbując zlokalizować jakieś źródełko, żeby obmyć twarz. Zaraz będę musiała iść, nie mogę pozwolić by wataha mnie znalazła. Zabiją mnie wtedy, mnie i mojego ojca. Zaczęłam iść, z lekkim trudem. Nie miałam siły, ale musiałam dotrzeć do wody. Szłam tak chyba piętnaści minut, gdy usłyszałam pracę skrzeli ryb... przestraszona zamarłam w miejscu.
    - Jakim cudem słyszałam coś takiego.. - i przypomniałam sobie wczorajszą noc. To kim się staje..
       Zaczęłam biec. Nieważne gdzie. Byle nie tu, bo nie mogłam się opanować. Głowa zaczęła mnie boleć, wszystkie odgłosy, zapachy, kolory stał się ostrzejsze, jakbym miała wybuchnąć. Gardło zaczęło mnie piec, czułam niezwyciężone pragnienie, czułam potrzebę, której domagała się każda cząsteczka mojego ciała, mojej duszy, całej mnie. Moja podświadomość znów była zamglona, znikała chwila po chwili, a promienie światła parzyły moją skórę coraz bardziej. Jakby przesiewały moje ciało.
       Po kilku okropnych minutach poczułam zapach. Zapach krwi. Rzuciłam się w jego stronę, docierając do centrum w zaledwie pół minuty, złapałam zranione zwierzę i wgryzłam się w szyję.
       Ogarnęła mnie niesamowita euforia i spełnienie.
       Łzy spływały po mojej twarzy, czułam wstyd, a mimo to nie mogłam przestać.
Gdy skończyłam, znów zaczęłam uciekać. Byłam takim wielkim tchórzem. Ale ... ja tego nie chciałam. Nie chciałam.. nie chciałam..

                                                                            ***

Od tamtej chwili minęło pół roku. A ja zmieniałam sie codziennie. Nie mogłam tego zatrzymać,ale starałam się z tym żyć, i skupić na tym co było dla mnie najważniejsze. Szłam właśnie z egzaminów do liceum plastycznego im.P.Picasso w Londynie. Londyn... cudowna metropolia, miejąca za sobą długą historię. Czuć było w powietrzu spaliny, niesforną pogodę i ludzi.
Ludzi.Ich żyły.
Krew krążącą w ich żyłach.
Coraz częściej zauważałam takie detale, moje zmysły były wyostrzone. Czułam się jak prawdziwe nocne zwierze.. mimo iż byłam zwierzęciem.
Idąc ulicami stolicy, przyglądałam się ludziom. Lubiłam to robić. Wszyscy mieli jakąś niepowtarzalną historię, którą wymyślałam przed snem. Wszystko by nie myśleć o pragnieniu. I o bólu którego doświadczam gdy księżyc wschodzi ponad horyzont.
Zaczęłam właśnie się zastanawiać,kiedy następna pełnia,gdy usłyszałam czyjeś krzyki. Znieruchomiałam i wsłuchałam się w nie. Ktoś miał kłopoty i to poważne. Zaczęłam szybko podążać za dźwiękami,aż zawędrowałam w ciemną uliczkę. Odgłosy były coraz głośniejsze.Gdy byłam już prawie w ich centrum,zrozumiałam że krzyk należy do dziecka. Przykucnęłam przy śmietniku, i zaczęłam to wszystko obserwować. Dorosły mężczyzna trzymał jedną ręką dziewczynkę o hebanowych włosach w białej sukience, drugą przystawiając jej nóż do gardła. Przyjrzałam się jej, i zauważyłam że krew spływa spod sukienki na jej uda... wystarczyło to by wywołać we mnie furię. Nie liczyło się nic, tylko to by zabić tego skurwysyna. Podeszłam cicho i złapałam go za głowę i przyparłam do muru. Zaczęłam okładać go pięściami, nabijając mu kolejne siniaki. Zapomniałam że nadal trzymał nóż w dłonii, i właśnie zamierzał go użyć przeciwko mnie. Poczułam piekący ból w brzuchu. Nóż był z srebra. Czułam jak moje ciało przebiegają wstrząsy. Mój gniew był coraz większy, wolną rękę wbiłam w serce człowieka, i je mu wyrwałam.Padł martwy na ziemię.Odwróciłam się do przestraszonej dziewczynki.Płakała.Otarłam opuszkiem palca jej łzy i zauważyłam ranę na szyi .Odskoczyłam od niej jak oparzona. Gardło zaczęło mnie piec, miałam zawroty głowy.Chciałam jej skosztować,chociaż wiem że nie powinnam.Zaczęłam biec, przed siebie,jak najdalej od niej. Znów zaczęłam czuć jakby moje ciało było rozrywane na kawałki. Mimo że minęło tyle czasu..ja nadal tego nie opanowałam.. postanowiłam żyć jak żyłam, ale powinnam się zabić. Zaczęłam płakać.Dobiegłam do parku.Czułam że oszaleję, te wszystkie odgłosy raniły moją głowę,kolory stały się jednolite,wszystko zawirowało. Biegłam nadal,aż nie poczułam się potykam się o coś. Były to czyjeś nogi.Na chwilę nastała ciemność,potem wróciła jasność.Zobaczyłam młodą dziewczynę która uklękła przy mnie, a ja zaczęłam na nią wymiotować krwią.Potem wszystko znikło.


***

    - To koniec - powiedziałam patrząc na dziewczynę, która wpatrywała się we mnie pustym wzrokiem. Musiała intensywnie nad czymś myśleć. Te wydarzenia pamiętam do dzisiaj. Każdy szczegół. Był to w końcu dzień, w którym na zawsze pożegnałam się z moim dotychczasowym życiem pośród mojej watahy. Ale nikt nie pytał mnie o zdanie, to po prostu się stało.
    - Kiedy to się stało?
    - W Grudniu.
    - Dobrze - mogłabym przysiąść, że brunetka uśmiechała się, chociaż teraz stała do mnie tyłem.
    - Wiesz kto to był? - w odpowiedzi kiwnęła głową, a ja wpatrywałam się w nią, czekając na jakąkolwiek reakcje. Odwróciła się do mnie. Była taka... rozpromieniona. Nawet strużki krwi spływające po jej brodzie, nawet obdarte kostki i władcze spojrzenie nie psuły jej wesołej postawy. Zapomniałam nawet o tym, że jeszcze kilka chwil temu, chciała mnie udusić.
    - Raphaello – wypowiedziała to z gracją i dumą, jakby osoba, o której mówiła była kimś ponad wszystko. – Mój kochany Raphaello. To na pewno on!
       Nie rozumiałam za wiele. Nadal byłam nieco obolała po tym wszystkim. Ale zrobiłam to co mi kazała. Powiedziałam jej, jak stałam się mieszańcem. Ja o niej nie wiem nic. A mimo to wcale nie jest mi obca.
    - Nie wiem kto to, ale to jeden wielki skurwysyn - wypaliłam. Naprawdę nienawidziłam tego człowieka, za to w co mnie przekształcił. Za to, że nie potrafię przeżyć dnia bez choćby jednej łzy, za to, że się siebie brzydzę.
    - Odszczekaj to kundlu - brunetka momentalnie złapała mnie za gardło i przycisnęła do ściany, że nie mogłam wziąć oddechu. - Odszczekaj to!
        Ale ja nie mogłam nawet się odezwać, za bardzo mnie ściskała. W końcu puściła moją szyję, a ja opadłam na podłogę nabierając szybko powietrza.
    - Przykro mi, ale ten ktoś jest skurwysynem. Mam nadzieję, że umrze - powiedziałam jej prosto w twarz, a w dziewczyna doznała furii. Złapała mnie za ramiona, jej oczy pokryły się srebrną powłoką, taką samą, jak brunet, o którym mówiła 'Raphaello'.
        Zebrałam w sobie całą siłę by kopnąć ją w brzuch, że odskoczyła ode mnie na odległość metra. Zdenerwowała się jeszcze bardziej, a jej twarz zaczęła zamieniać się w jakby popękaną porcelanową maskę. Nie wiedziałam co robić. Przecież walka z nią nie ma najmniejszego sensu, jestem za słaba od pełni, a ona zbyt zdenerwowana. Dziewczyna jednym ruchem znalazła się przy stoliku i urwała z niego nóżkę.
        Wstałam i opierając się o chłodną ścianą patrzyłam na nią. Zanim jednak do mnie dotarła, wyskoczyłam przez okno, przebijając szybę. Spadłam prosto na twardy beton, z czwartego piętra, a szkło wbijało się w moje ciało. Czułam kawałki szyby w sobie i to, jak krew wycieka z poranionych miejsc. Musiałam uciec. Zaczęłam biec przed siebie, chociaż wszystko mnie bolało.

~*~

Rozdział drugi! Tym razem z perspektywy naszej kochanej hybrydy Maggie! Przepraszamy, że za tak duży odstęp, ale nie miałyśmy za wiele czasu, wiecie jak to jest. Nauka, nauka, nauka. 
W rozdziale dowiedzieliście się jak Maggie stała się hybrydą i co czuje, mamy nadzieję, że wam się podoba. Opinię można oczywiście wyrazić w komentarzu, do czego serdecznie zachęcamy! 


8 komentarzy:

  1. Kiedy czytałam, miałam wrażenie, że to mnie przeszywają te okropne bóle, aż sama chciałam krzyczeć :o .
    Super piszesz! Wilkołako-wampir! No, no - pierwszy raz się z czymś takim spotykam. Rewelacja! W ogóle świetnie opisujesz wydarzenia, miejsce - nie za dużo szczegółów, a i tak praktycznie wszystko wiemy.
    Dobra, nie owijam w bawełnę. Super, rewelka i tak dalej. Czekam na następny rozdział : D
    Pozdrawiam, Su Shan.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, wszystko jest opisane w taki sposób, że bez problemu mogłam wyobrazić sobie wszystkie miejsca jak i również odczucia bohaterów. Historia coraz bardziej mnie wciąga i już czekam na kolejny rozdział x3.

    OdpowiedzUsuń
  3. Megaaaa ;))
    Fajna była by z tego książka ;]]]]
    Duży talent macie dziewczyny ;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej, ej, eeeej. Ja też chcę tak pisać. ;c Zazdroszczę talentu i to bardzo bardzo! Genialny rozdział, w ogóle uwielbiam to opowiadanie. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
    PS. śliczny szablon. <3

    A w wolnym czasie zapraszam do siebie. Pojawił się już prolog. Może Cię zaciekawi.
    beautiful-prom.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie no uwielbiam *-*

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdy to czytałem, miałem wszystkie akcje przed oczami. Ból jaki czuła Maggie, te wszystkie emocje..jakbym ja był na miejscu Maggie. Historia wciąga i to bardzo, nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojej! Przegapiła ten rozdział - od razu czytałam 3! I nie mogę się połapać.
    Ale fajny <3
    Pozdro!!!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy